— A jeżeli w takich chwilach kobieta na ducha nie zważa, jeżeli tylko zwykła tego świata materya ją nęci i jak pokusa wzrok duszę zaciemnia...
— Nie lękaj się ojcze!
— Jeżeli materya tego świata, jaką są zazwyczaj dostatki, majątek lub inne realne potęgi społeczeństwa naszego na pierwszym staną planie...
— Dam sobie z niemi radę!
— Jeżeli zaś one jak wszelka siła brutalna okażą się silniejsze od ducha i przygniotą go tak, że głosu jego ani protestacyi nikt nie dosłyszy...
— Mniejsza o to!
— A jeżeli ten duch, przygnieciony na chwilę, ale nigdy niezwyciężony ozwie się potem, gdy już będzie po niewczasie i całe serce napełni żalem i skargami...
— Już się nigdy skarżyć nie będę!
— A jednak tysiące kobiet staje po niewczasie z takiemi skargami i żądają od kościoła i ustaw zdjęcia żelaznej obroży, własnoręcznie niegdyś na szyję włożonej...
— Do takich kobiet nigdy należeć nie będę!
— Każda z nich tak pierwej sądziła!
— Bo żadna z nich nie... kochała!
Wzdrygnął się jakby od zimnej wody profesor.
— A ty... a ty... kochasz Anielo?
Dwoje białych rączek owinęły się wkoło szyi profesora.
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/144
Ta strona została przepisana.