Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/149

Ta strona została przepisana.

— Człowiek szlachetny nigdy zbyt wiele sobie nie ufa. Za to mniej ma od innych rozczarowania!
Młody budowniczy westchnął tutaj, ale westchnienie jego nie było jakoś bolesne. Pochodziło ono z przepełnionego serca i lżej mu się zrobiło po niem. Pochylił głowę i gorąco ucałował rękę matki.
W tej chwili dało się słyszeć lekkie chrząkanie. Obejrzał się i ciemny rumieniec okrył mu twarz.
Za jego plecyma stał profesor.
Profesor miał surową powagę na twarzy, jakiej wymagała trudna jego missya dyplomatyczna. Mimo to, po za tą urzędową powagą przebijało się pewne rozrzewnienie. On widział i słyszał rozgrywającą się scenę między synem a matką.
Widok ojca Anieli sprawiał na młodym człowieku nadzwyczajne wrażenie. Tysiące domysłów przemknęło nagle przez jego głowę, a jedne były rozkoszniejsze od drugich. Jakże inaczej być mogło? Przecież w tym celu był u pana Maliny, widział że pan Malina był u rodziców Anieli — naturalnie oznajmił lub dał im do poznania zamiary jego... i zaraz potem zjawia się ojciec u niego.
Było to rzeczą bardzo naturalną. Młody budowniczy bywał podczas restauracyi domu bardzo często u państwa Filipów, ale państwo nie widzieli w nim gościa, tylko po prostu człowieka prowa-