Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/151

Ta strona została przepisana.

wego syna! Nie każde dziecko kocha tak dzisiaj swoją matkę!
Staruszce stanęły łzy w oczach.
— To prawda, mości dobrodzieju — odrzekła wzruszonym głosem — takiego drugiego Michała na świecie nie ma! Bo gdybyś pan dobrodziej wiedział...
Twarz pana Michała zarumieniła się jeszcze więcej.
— Niechże matka da pokój tym pochwałom syna swego — przerwał z uśmiechem szczęśliwy człowiek — któraż bowiem matka nie widzi w dzieciach swoich skończonych ideałów! Czyż ta bajka o dzieciach sowy i jastrzębia nie maluje jakiem okiem patrzy każda matka na dzieci swoje?
— Za pozwoleniem — zauważył profesor — w bajce o sowie i jastrzębiu jest mowa o powierzchownem tylko wyglądaniu, a zacna matka pana miała zapewne inne przymioty na względzie, które tak się mają do siebie jak duch do materyi! Nieprawdaż pani dobrodziejko!
Oblicze profesora wypogodziło się nieco, gdy w rozmowie mimochodem potrącił temat długoletniej pracy swojej.
— Jakże to pięknie pan dobrodziej powiedziałeś — zawołała staruszka — nieraz o tem myślałam. Wiele jest takich matek, które na dzieci swoje patrzą tylko okiem cielesnem. Jeżeli to