Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/161

Ta strona została przepisana.

I jakże tu nagle od takich specjałów zawrócić do misji dyplomatycznej, na którą spragniona czeka w domu małżonka! Nie — to w żaden sposób być nie może. A zresztą nie ma już na to czasu. Trzeci raz przedzwaniają na wieży kościoła św. Jana. Już nie ma czasu! Trzeba tę rzecz odłożyć. Ale jakże? Czy przyjść tutaj jeszcze raz? Nie wypada. Trzeba go do siebie zaprosić.
— Przepraszam — zawołał wstając profesor — wszak to już południe. Żona moja głowę mi zmyje. Ale... jeżeli łaska, to może odwiedzisz mnie pan po obiedzie, a wtedy... będziemy dalej rozprawiać o duchu i materyi! A co, dobrze?
Uszczęśliwiony takim zwrotem pan Michał przyrzekł zaraz po obiedzie stawić się... do dalszej dysputy, a tymczasem serdecznie ojca Anieli uściskał. Staruszka uściskała także poczciwego profesora, który more antiquo nawet ją w rękę pocałował.