Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/163

Ta strona została przepisana.

to teraz temu wszystkiemu podołać? Cóż powiedzieć o skutku swojej misyi? A wszyscy czekają na to, a wszystkich pożera ciekawość!
— Tfu! — mówił do siebie zakłopotany profesor — czy dyabeł mnie opętał, żem tak złą porę wybrał! Ale jakże było co gadać, jeżeli człowiek nie miał sposobności do tego! Najprzód stara całuje syna, syn całuje matkę; potem stara opowiada całą historyę nieszczęść, wychwala zacnego syna, syn człowiek jak przystoi, pojmuje doskonale moją teoryę o duchu i materyi.. i jakże tu śród takich okoliczności i do takiego człowieka powiedzieć: Oto słuchaj! Przyszedłem, aby ci sztylet wepchnąć pod same serce i powiedzieć ci, że z twoich głupich rojeń nic nie będzie!... Tfu! Na to okrutnika trzeba i rzeźnika! Żeby coś zaczął mówić, coś o anieli napomykał. Żeby można jakoś nawiasem coś wtrącić, delikatnie, przyzwoicie, po przyjacielsku, ale tak prosto z mostu... tfu! To morderstwo!
Przekroczył już rynsztok.
— Tam do kata — pomyślał sobie — ale jak to kobietom powiedzieć? Kobiety mają odmienną logikę! Z niemi się człowiek nie dogada!... Co tu robić?
Już jest w sieni — już zdaje mu się, że słyszy głos zacnej małżonki, która woła na kucharkę aby do wazy rosół wlała...