Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/173

Ta strona została przepisana.

czego dawniej przy żywszych dysputach małżeńskich nigdy nie bywało! Jaka szkoda, że tak późno tak dzielnego środka spróbował! Nie ma to jak brzęknąć szablą, gdy się pragnie pokoju!
Tak i podobnie myślał sobie poczciwy profesor, ciesząc się, że choć na schyłku życia znalazł ów kamień filozoficzny domowego pożycia, jakiego mu dotąd brakowało.
Dzisiaj mu ten środek bardzo pomógł. Niefortunna misya do sąsiada w przeciwległej kamienicy groziła mu burzą domową. Uprzedzając tę burzę, zaczął sam dmuchać i gromy rzucać — i burza ucichła. Nikt go nie śmiał zapytać o rezultat nieudałej misyi, a tymczasem może sprawę naprawić. Po południu przyjdzie młody budowniczy, można mu będzie to i owo napomknąć, i rzecz będzie skończona.
I zadowolony był z siebie poczciwy profesor. A w miarę tego, jak zadowolenie jego rosło, rosła i energia, a nawet pewne myśli zaczęły mu snuć się po głowie, na które dawniej nie byłby się odważył.
Położył się na fotelu i wyciągnął nogi jak człowiek, który ma o sobie niepospolite wyobrażenie.
— Jak to — pomyślał sobie — jeżeli silna wola i energia, jaką przy obiedzie okazałem, tak dobrze skutkowała, że ot teraz wolny jestem od wszelkich nagabywań, czyżby ta sama wola i ener-