Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/176

Ta strona została przepisana.

tak jest w istocie, czyżby to nie był podstęp kobiet, aby w tak ważnym dniu złamać moją energię... potrawą z harbuza?...
Zmarszczył brwi i usiłował nawet pięść zacisnąć. Palce jednak odmówiły posłuszeństwa. Były sztywne i zimne jak u nieboszczyka. Takiego uczucia nigdy jeszcze nie zaznał. A powieki ciężyły mu na oczach, jakby były z ołowiu!...
— Być może — myślał dalej — że wodnista materya harbuza tak dziwnie działa na nerwy mózgowe; być może, że przemiana potrawy na czynniki ducha wpływa bardzo wiele na objawy tegoż... być może, że... że... objawy... duch... materya... pan Malina... Aniela... ten tego... tego ten...
I skłopotana głowa profesora upadła na piersi — a z nosowych otworów tejże głowy zaczął teraz wydobywać się jakiś oddech chrapliwy, podobny zupełnie do oddechu śpiącego człowieka.
Za chwilę skrzypnęły drzwi, a w wązkiej szparce okazało się miłościwie patrzące oko pani Filipowej.
Chrapanie profesora było jeszcze zbyt energiczne — pani Filipowa cofnęła się.
Gtdyby to przez sen profesor był widział, rzekłby do siebie z zadowoleniem:
— Gdy się jest lwem, to i śpiącego ludzie się boją!