Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/181

Ta strona została przepisana.

gu i spojrzał w tył jak wódz oględny na każdy wypadek — cóż tam znowu za narada!
— Radzimy właśnie o tem — odpowiedziała łagodnie pani Filipowa — jaka może być przyczyna dzisiejszego twego humoru! Przecież dzisiaj jest dzień święty... mógłbyś był inny dzień do tego wybrać.
Pani Filipowa uderzyła w słabą stronę męża. Mimo katedry fizyki i mimo filozoficznych swoich zaciekań, był profesor człowiekiem religijnym. Dotknął go wyrzut, że w niedzielę wojnę domową rozpoczyna. Chciał już łagodnie z tego wyrzutu się tłómaczyć, gdy sobie przypomniał, że salus patriae summum jus, co znaczyło po polsku, że w wojnie z kobietami najniebezpieczniejszem jest zawieszenie broni z jakichbądź powodów.
— Dzień święty — odpowiedział z miną marsową — dzień święty ma swoje przywileje, ale nie zawsze. Przy wielkich fabrykach, gdzie idzie o doniosłe rezultaty, jak n. p. w gorzelni, browarze, w młynie i innych olbrzymich przedsiębiorstwach, gdzie woda lub para...
— Ciekawa jestem, jakie sobie dzisiaj wymyśliłeś przedsiębiorstwo!
— Przedsiębiorstwo jak świat stare: aby być panem w domu!
Pani Filipowa mało nie omdlała z zadziwienia.
Nie poznawała swego męża. Był on wprawdzie zaciekły na polu swoich teoryj naukowych a na-