Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/186

Ta strona została przepisana.
XIX.

Pan Malina, do którego w tej chwili dążył po schodach profesor, był także w niemniej burzliwem usposobieniu.
Zaraz po ucałowaniu rączek pani Filipowej wszedł do swego frontowego pokoju i usiadł przy oknie, aby obserwować cały przebieg kampanii profesora.
A na tym przebiegu zależało mu wiele. Nie zapomniał wcale słów szalonego budowniczego, który wyraźnie powiedział, że rywala swego lub w jakikolwiekbądź sposób nieżyczliwego człowieka zrzuci z drugiego piętra na ziemię. Mówiący to jako budowniczy wiedział, że przestrzeń z drugiego piętra na ziemię wynosi tyle łokci ile potrzeba do złamania karku lub rozmiażdżenia mózgu. Groził więc śmiercią swemu przeciwnikowi. A śmierć to przecież nie bagatela!
O tem wszystkiem pamiętał pan Malina. Pamięć jego jakby na nieszczęście zeszła się z jego wyobraźnią. Nastąpiły teraz rzeczy, o jakich pan