w szafie ustawionych. A wszystko to trzeba będzie zburzyć i całą bibliotekę nanowo ustawić! A co w drodze popsuje się, podrze a nawet przepadnie! A co takie przeprowadziny kosztować będą! Ile zmartwienia będzie z ludźmi nieobeznanymi z książkami, nieumiejącymi takie skarby ocenić!...
Profesor bardzo posmutniał. Smutek ten udzielił się także i zacnej małżonce. Powiodła okiem po meblach świeżo czerwonym rypsem pokrytych. Co to się stanie z tego wszystkiego! Podrze się lub przypadnie kurzem! Ludzie prości nie umieją się z takiemi rzeczami obchodzić! Smutna, bardzo smutna perspektywa!
Najwięcej może odbił się ten smutek na bladej twarzy Anieli. Smutno spojrzała w okna, jakby tam jakiejś pocieszającej myśli szukała.
Nagła zmiana miejsca jest dla młodej dziewczyny zawsze smutnem wydarzeniem. Ona już uporządkowała tu cały swój mały światek, już zapełniła różnemi rojeniami wszystkie najbliższe przestrzenie — już nawet poczęła tu pewne dzieje swego serduszka... a tu zrywa się złota przędza i trzeba znowu nanowo ją nawiązywać, tak jak wiatrem wyrzucony z swego gniazda pająk szuka nanowo cichego kąta, gdzieby mógł uprząść siatkę swoją!...
Czyż to nie należy do dziejów młodocianego życia, jeżeli przez tę zaciszną ulicę tyle i tyle
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/19
Ta strona została przepisana.