— Sam nie wiem jeszcze — odpowiedział pan Malina z pozorną spokojnością.
— Jeżeli się zaraz nie weźmiesz pan do gruntownej reparacyi, to cały róg kamienicy może runąć!
— Być może.
— I pan mówisz to tak obojętnie?
— Cóż innego mogę robić? Zostawię tak do pewnego czasu!
— To być nie może! Wszystko się zawali!
— Nie przeczę, że to może nastąpić!
— W takim razie nic mi nie pozostaje innego jak w... wyprowadzić się?
Profesor wykrztusił ostatnie słowo z widoczną trudnością. Pan Malina pilnie patrzał na niego.
— Wyprowadzić się! — z boleścią zawołała pani Filipowa.
— Wyprowadzić się! — smutno westchnęła Aniela i szybko spojrzała w okno przeciwległej kamienicy, gdzie właśnie ukazała się znowu blada twarz mężczyzny.
Uśmiech zadowolenia przemknął po twarzy pana Maliny. Widocznie myśl wyprowadzenia się była dla lokatorów dosyć bolesna. Westchnął i odparł.
— Tak w samej rzeczy... nic mi innego nie pozostaje, jak utracić najlepszego z moich lokatorów.
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/32
Ta strona została przepisana.