Profesor spojrzał z niedobrym zamiarem na właściciela domu, pan Malina uznał za stosowne usunąć się pół kroku.
— Coś pan powiedział? — zawołał głosem grobowym pan Filip — czy pan wiesz coś pan powiedział?
— Wiem dobrze! — odparł gospodarz.
— Czy wiesz pan co to w ogóle wyprowadzanie się lokatora, a w szczególności — profesora? Czy pan wiesz ile jest wart ten porządek (profesor wskazał tutaj na bibliotekę), ten porządek duchowy, który jest podstawą całego świata w ogóle a w szczególności podstawą pracy człowieka-myśliciela? Czy pan wiesz ile dni i nocy strawiłem nad tem, aby ten porządek utrwalić? A teraz przy tym stole gdy siedzę i piszę, to myśli moje i argumenta snują się w tym samym porządku wzorowym w jakim pan widzisz tutaj te ośle grzbiety!... Pomięszaj je, a zgryziesz kilka piór i do ładu nie przyjdziesz! Cha, cha, cha! I pan myślisz, że ja z tąd tak łatwo się wyprowadzę; że zamiast dalej postępować w ułożonym porządku, stworzę sobie piękniejszy chaos od tego jaki był przed początkiem świata!... Nie, na to trzeba zwaryować!
— Umiem ocenić całe położenie szanownego pana profesora! odpowiedział pan Malina — wiem jaki kapitał pracy zmarnuje się przy przeprowadzeniu...
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/33
Ta strona została przepisana.