Profesor zbliżył palec jednej ręki do palca drugiej i zaczął szybko młynka obracać. Podczas tego niemniej szybko obracały się jego myśli. Były one przy bibliotece, przy meblach, garderobie i sprzętach kuchennych. Obliczał mniej więcej koszta i straty przeprowadzenia, nie myśląc już o stracie drogiego czasu.
Takie same funkcye odbywały się w głowie zacnej pani profesorowej. Miała ona jeszcze więcej kłopotów, bo profesor nie wiedział o wszystkich drobnostkach.
Aniela obliczała także pewne straty swoje przyczem od czasu do czasu wzdychała. Mimowoli patrzała przytem na przeciwległą kamienicę, w oknach której uporczywie ukazywała się blada twarz mężczyzny.
Po chwili przestał profesor obracać palcami i spojrzał z pewnem znaczeniem na żonę.
— Dwuletniego czynszu mego potrzeba panu — ozwał się z pewną obawą — możebyśmy się jakoś porozumieli.
— W samej rzeczy, że można się porozumieć! — dodała żona.
— Ach toby najlepiej było! — wtrąciła córka.
Profesor wyrósł na dwa cale w górę.
— Jeżeli żona moja i córka tak mówią — zawołał z nietajoną radością — to ja nic nie mam przeciw temu i głosem doradczym daję moją aprobatę!
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/36
Ta strona została przepisana.