ruchomego, żyli z pracy swojej dosyć okazale i dostatnio. W duchu wypowiedział im wojnę, a walkę z nimi rozpoczynał wtedy, gdy trzeba było im za jakąś pracę zapłacić więcej, niżeli się płaci ubogiemu wyrobnikowi.
Do tych ludzi, którym na pozór tak łatwego zarobku zazdrościł i z tego względu serdecznie ich nienawidził, należał na pierwszem miejscu — budowniczy! Cieśla przynajmniej daje materyał, blacharz daje blachę, kowal i ślusarz dają żelazo, a budowniczy nic nie daje prócz arkusza poliniowanego papieru, i za to bierze stosunkowo najwięcej! Czyż to nie jest proste zdzierstwo?
To też słusznie zadrżały nogi pod panem Maliną, gdy mu obdarty murarz powiedział, że do reparacyi domu według przepisów miejskich trzeba wziąć budowniczego!
— Znaczny a niesłuszny wydatek! — wołał chodząc po pokoju. — Chcesz w kasie pożyczyć pieniędzy, bierzesz budowniczego, który przez pięć minut patrzy na kamienicę przez okulary, a potem za to tyle każe sobie zapłacić, ile ja za jeden pokój przez cały rok biorę!... Czy jest to sprawiedliwość? Jabym całemi godzinami patrzał już nie mówię na frontowe ściany, ale na wszystkie zatyłki kamienic, gdyby mi takie honorarya płacili!...
— To to prawda — odparł żywy nieboszczyk — ale cóż robić, jeżeli jest takie rozporządzenie!
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/45
Ta strona została przepisana.