którym rzetelną pracą zarobił niejeden tysiączek. Wszystkie znakomitości miasta siedziały na tym warsztacie, a niektórym z nich postawiono nawet znakomite pomniki! — Byli to ludzie, którzy się dla spraw publicznych poświęcali, a których ś. p. ojciec pana Maliny nieraz za nos trzymał, wygalając starannie głębokie bruzdy, jakie na ich twarzach poważne pozostawiały myśli...
Szczęśliwy potomek siedział dzisiaj na tem krześle. Wspomnienia rodzinne roiły się w koło jego głowy, jak w dniu czerwcowym roją się błyskotne muszki świętojańskie. Jasno od światła tych wspomnień było w jego duszy, uśmiech słodki igrał w koło jego ust i krętym wężykiem spuszczał się do brody, wzorowo podług tradycyi familijnej wygolonej.
Na tem rodzinnem krześle w braku gości zwykł był ongi siadywać ś. p. Mateusz Malina, starszy zgromadzenia zacnych perukarzy, i wtedy to prawdopodobnie przemyśliwał nad ideałem swoim, jakim u każdego zacnego pracownika miejskiego jest kamienica kilkopiętrowa. I na tem też krześle osiągnął ideał swój zacny przewodnik poczciwych pracowników a schodząc z tego świata przekazał go swemu potomkowi wraz z krzesłem, na którem tak długo golił, śnił i marzył!
Na tem samem krześle nie pracował, ale śnił i marzył zacny potomek jego Imci pan Antoni Malina. Nie był on już pracowitym producentem
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/51
Ta strona została przepisana.