Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/64

Ta strona została przepisana.

kto wyciągał listy, kto obcinał, kto i jakiemu kawalerowi okazywał?
— Jakto? teraz wypierasz się tego? Czy się wstydzisz tego, żeś użył niewinnego podstępu? Czy myślisz, że ludzie nie dopuszczają się daleko czarniejszych czynów? Przecież nie okłamałeś nikogo ani nie oszukałeś. Masz pieniądze i pokazałeś je ludziom. Pokazałeś bo twoje, bo na nie gorżko pracowałeś. Przecież tem nic złego nie wyrządziłeś!
— Ja okazywałem... ludziom pieniądze...
— Inni nie mają złamanego szeląga, a okpiwają drugich. Puszczają fimfy pod nos, że mają krocie lub miliony, podczas gdy w kieszeni same dziury! Chcą tym sposobem złapać drugich jak się łapie wróbla na plewę!... Ty przecież tego nie zrobiłeś!
— Ja... łapałem kogo!
— Przecież tego nie powiedziałam. Łapać nie potrzebujemy nikogo. Na Anielkę każdy sam się złapie, jak się łapie gil na lepem posmarowane patyki. Do niej lgnie każdy, kto ją raz obaczy, a dla nas przecież radośniej, jeżeli zamiast gila złapie się gruby zwierz...
Profesor odsunął z gniewem pieczeń od siebie.
— Niech mnie kaci biorą — zawołał — jeżeli jedno słowo zrozumiałem! Czego ty chcesz?
— Udajesz niewiniątko a frant z ciebie nie lada. Myślisz, że ja się nie znam na takich rze-