Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/7

Ta strona została przepisana.

tem, jakimby sposobem ukleić w podwórzu jedną klatkę!
Być może, że kiedyś położył sobie pan Malina jakiś szlachetniejszy cel życia. Być może, że pierwej chciał materyalnie silniej stanąć na nogach zanim do idealniejszej zwróci się sfery. Chciał może zostać zamożnym obywatelem a potem obejrzeć się za towarzyszką życia.
Stało się inaczej. — Dostawszy raz gorączki przysparzania sobie dochodów z kamienicy, sam nie wiedział jak ta gorączka stała się chorobą chroniczną. Przyzwyczaił się do niej i zapomniał że kiedyś miała ona być tylko środkiem. Dzisiaj z przyzwyczajenia środek ten stał się celem, a szczęśliwy producent izdebek nie spostrzegł się nawet, że został — starym kawalerem.
Tak jest — pan Antoni Malina jest dzisiaj już pono starym kawalerem. Krawiec, szewc i fryzyer robią jeszcze co mogą, aby dziedzic kamienicy nie był podobny do dziada z dobroczynności, ale szwaczki z naprzeciwka chichoczą zawsze do siebie, gdy pan Malina wąsy podkręca i jednem okiem na nie zerka. Wprawdzie u jednej z tych szwaczek jest on w lepszych łaskach, a nawet właściciel narożnej bawiarni widział razu jednego, jak oboje za ręce się ściskali. Rozczarowanie jednak nastąpiło wkrótce. Chcąc tak rzadki już dzisiaj dla starego kawalera sentyment jakoś wynagrodzić, dał pan Malina szwaczce romantycznej