Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/74

Ta strona została przepisana.

Teraz można było dobrze go widzieć. Światło lampy oświecało całą jego postać. Był młody i dosyć słusznego wzrostu. Twarz miał nadzwyczaj bladą i jakby pracą nadzwyczajną zmęczoną. Ciemne włosy rozrzucone były w nieładzie po głowie, a z pod czarnej prawie brwi wydobywało się duże, jasne, świecące oko.
Powoli zamknął drzwi za sobą i z lampą zbliżył się do stolika, który stał przy bocznej ścianie. Na tym stoliku postawił lampę, a sam na chwilę zbliżył się do okna.
Aniela cofnęła się w tej chwili poza firankę. Ztamtąd patrzyła z uwagą na widok jaki się teraz jej oczom otworzył.
Na przedzie obrazu stała wyniosła postać młodego mężczyzny. Twarzy jego nie było teraz dobrze widać, za to kontury całej postaci ciemnej rysowały się ostro na jasnem tle światła. Wystąpiły także jasno wszystkie przedmioty znajdujące się w głębi pokoju. Były to sprzęty proste a nawet ubogie. Mała sofka obciągnięta jakąś wypłowiałą materyą stała przy tylnej ścianie — przed nią widać było prosty stolik o czterech nogach. Parę krzeseł zwyczajnych zapełniało całe umeblowanie. Prawdziwy jednak przepych widać było przy bocznej ścianie. Stał tam stół podłużny olbrzymich rozmiarów. Leżały na nim stosy książek, papierów i jakichś narzędzi nieodgadnionych. Były tam flaszki i pudełka, miseczki i sztabki —