— Masz ochotę szał wybrać — rzekł po chwili — to pewnie lepiej niżeli apatyę. Apatya to materia iners, to głaz, to bryła gliny, niezdolnej do żadnej wegetacyi! Głaz jest zawsze głazem, a glina gliną, czy to w postaci grobowca, czy słupa, czy nawet kamienicy! Rozumiesz, moje dziecię?
Profesor był teraz pewny, że Anieli całą rzecz należycie wypowiedział, nie naciskając wprost na serce jedynaczki, jak to zastrzegła sobie zacna małżonka. Na nieszczęście Aniela nie zrozumiała aluzyi mieszczącej się w ostatnich słowach. Słyszała o głazach i o bryłach gliny, a to samo wystarczało, aby się wstrząść i zawołać:
— Ach ojcze! Głaz i bryła gliny, toż to grób kompletny!... Ale nie lękaj się ojcze... gdybym nawet do takiego grobu weszła, tobym umiała ogrzać go własnem ciepłem! Ach ja czuję w sercu tyle gorąca!
Posmutniał profesor. Aniela widocznie myślała o panu Malinie.
— Co ty mówisz biedne dziecię? — zawołał z boleścią — czasem i największy ogień nie stopi materyi! Wprawdzie bizmut topnieje przy nizkiej nawet temperaturze, ale ruda, ruda żelazna, krzemień, głupi piasek...
Przerwała mu Aniela.
— Użyję najwyższej temperatury serca mego — zawołała z blaskiem w oczach — a w takim ra-
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/80
Ta strona została przepisana.