Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/84

Ta strona została przepisana.

różne narzędzia do pisania i rysunków... Z całego ugrupowania tych przedmiotów widać było, że biedny młody pracownik długo w noc racował, a niedopita szklanka wody okazywała, że wśród pracy nocnej tylko tym kordyałem zniszczone siły swoje pokrzepiał!... Biedny człowiek!...
— Ojciec obiecał nas zbliżyć do siebie — pomyślała sobie z westchnieniem — Bóg wie kiedy to nastąpi!...
Przy tej myśli wyjrzała przez okno na ulicę. Dziwiło ją, że ojca idącego przez ulicę nie widziała. Cóżby to mogło być? Czy może ojciec wstąpił do niego? Ale nie... przecież w pokoju niema nikogo?... Cóż to jest?
I myśl lotna, podbudzona żywszem biciem serca, przesunęła jej przed oczy mnóstwo prawdopodobnych i nieprawdopodobnych obrazów...
W tem nagle ozwał się dzwonek w przedpokoju. Dziwnem wiedziona przeczuciem przyłożyła rękę do bijącego serca... Wyszła do przedpokoju...
W przedpokoju stał stróż Jan. Trzymał w ręku ogromny bukiet z róż i dwa wazonki jakichś białych kwiatów.
— Gospodarz przysyła pani — rzekł obcierając z pewnem znaczeniem nos rękawem.
— Gospodarz? — powtórzyła ze zdziwieniem Aniela — pan Malina?