Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/92

Ta strona została przepisana.

dla chłopców jeść gotowała, cobyśmy mieli? Tak, dzięki Bogu...
— Naturalnie! Majątek jest majątkiem. Przy majątku już nikt nie powie, że człowiek głupi... a niech profesor co napisze, to lada student może mu taki komplement powiedzieć! Po co mi pisać, jeżeli mam majątek?
— Powiedziałeś pan wielką prawdę! Niedawno mieliśmy wielkie zmartwienie. Mój mąż coś wydrukował, a tu wszyscy na niego, że ukradł, że wziął z cudzej książki! Aniela płakała, bo przecież nie miło jest, jeżeli ojca złodziejem lub głupcem nazywają publicznie.
— Tak się dzieje z każdą pracą. Jeden drugiego spycha... szturka... policzkuje... walka o byt! Tylko majątek daje życie spokojne. Mogę spokojnie zjeść śniadanie, mogę o jednej godzinie siąść do objadu... wiem co będzie jutro, pojutrze... czyż to nie rozkoszne życie?
— Zawsze o tem mówię Anieli.
— A cóż panna Aniela?
— Ma główkę rozsądną... nie taka dziewczyna jak inne!
— Do prawdziwego szczęścia potrzeba trochę serca... trochę rozumku... i trochę rachuneczku! Nieprawdaż?
— Masz pan słuszność... sądzę, że Aniela jest także tego zdania!