Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/10

Ta strona została przepisana.

żni nieszczęśliwych, pokazując im zdaleka raj wymarzony.
Od samego początku walczyły z nim cnota, duma człowieka, „stworzonego na obraz i podobieństwo Boże“, i pogarda przemijających rozkoszy tej ziemi. Obniżali jego znaczenie prorocy, filozofowie, poeci i wodzowie, lekceważyły go wszystkie jasne, podniosłe dusze historyi. Rzym postawił naprzeciw niemu cnotę obywatelską (virtus romana), chrześciaństwo świętość ubóstwa (res sacra miser), wieki średnie honor rycerski. Ale on, przyczaiwszy się w epokach zdrowia duchowego, uśmiechał się chytrze, czekając cierpliwie na chwilę omdlenia, wie bowiem z długiego doświadczenia, iż słaby śmiertelnik nie wytrzyma długo na wyżynach zapału, natchnienia, ofiary. Wielkie masy, pospolici „zjadacze chleba“, stygną bardzo prędko, a wybranych posiada każde pokolenie garstkę bardzo szczupłą. Jeść trzeba zawsze, ubrać się i mieszkać gdzieś, rozkoszy pragnie każda jednostka w młodości, był zaś i to, co się nazywa szczęściem doczesnem, daje głównie pieniądz, czyli niezależność materyalna. Tak wnioskując, nie zraża się Złoty Cielec chwilową porażką, lecz zmrużą oko i spogląda ironicznie na wysiłki „idealistów“. I nie-