je całuje, wtedy rozszerza się to serce i wciąga w siebie pieszczoty matki i pocałunki ojca. W późniejszym życiu oddaje je przyjaciołom i własnej rodzinie. Cóż ja oddać mogę, jeśli od nikogo nic nie wziąłem?...
Spojrzałem teraz na pana Krzysztofa. Twarz jego była jakoś tak piękną w tej chwili, żebym go wcale nie był poznał.
— Serca mego nie ogrzały pieszczoty rodzicielskie — mówił dalej, z tymże samym pięknym wyrazem na twarzy — obca piastunka karmiła mnie, obcym do mnie przemawiała językiem. Świat mnie zawiódł, ludzie odemnie uciekli...
Pan Krzysztof zamilkł, coś strasznego, jak błyskawica zwiastująca piorun, przemknęło po jego twarzy. I nagle znikł gdzieś ten chwilowy piękny wyraz jego twarzy, usta wykrzywiły się szyderczym uśmiechem, ożywiona źrenica zagasła, jakby ją dym jakichś niedogarków zasłonił. Gdybym był starym Onufrym, uwierzyłbym, że w tej chwili wszedł znów szatan w pana Krzysztofa, którego na krótką chwilę był odstąpił.
Wychyliwszy duszkiem szklankę wina, zaśmiał się śmiechem przeraźliwym i rzekł:
— Romanse, romanse, panie Jędrzeju, nic więcej! Gdyby ktoś nas podsłuchał, myślałby, że jaką powieść sentymentalną układamy. Przystąpmy do rzeczy.
Wszyscy milczeli, a nawet Sylwan niecnota, który, mówiąc nawiasem, koło mojej żony siedział,
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/101
Ta strona została przepisana.