mieć dochodzik czysty do sześciu tysięcy, a jeśli kto zechce poforsować, to i więcej.
— Krzysztofie! — chciał mu przerwać pan Jędrzej
— W sąsiedztwie — mówił dalej pan Krzysztof — jest ładna, bogata panna.
Przy tych słowach widziałem, jak panna Klara nagle zbladła i na Kajetana twożliwie spojrzała Amilkar podkręcił wąsika, a Sylwan i moja żona spojrzeli także po sobie.
— Jest ładna, bogata panna — ciągnął dalej pan Krzysztof z szatańskim uśmiechem — o kilka małych milek mieszka pan Alfred, stryj pana Karola, u którego tenże często bywa.
Tu spostrzegłem, że pan Marcin jakoś dziwnie na pannę Anastazyę spojrzał, a ona lekko się zarumieniła. Ciocia także się coś uśmiechnęła i z ukosa zerknęła na swoją elewkę. Tylko pan Kajetan pozostał niezmienny. Patrzył w pannę Klarę, jak w tęczę, i muskał się po brodzie.
— Jest także i przyległy mająteczek — mówił dalej pan Krzysztof — którego właściciel jest zadłużony.
Tanim kosztem można go nabyć i „Złotą Górę“ zaokrąglić. Czas, aby Boleszczyccy przyszli do dawnego splendoru.
Po wszystkich twarzach przemknęło jakieś jedno i to samo uczucie. Pan Jędrzej był tylko blady i zdawał się zmartwionym.
— Ty nas nie kochasz, Krzysztofie — wyrzekł smutno.
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/103
Ta strona została przepisana.