bie opowiadali. A jednak rozmowy ich były wtedy dla mnie niezrozumiałe, dopiero później wyświetliło mi się wiele rzeczy. Stary Fedor, poufny kozak mego ojca i towarzysz wszystkich jego wycieczek, opowiedział mi razu jednego, że mój ojciec jeździ w góry Karpackie do jakiegoś szlachcica, którego wieś zwie się „Złota Góra“.
Nasza ciekawość rosła coraz bardziej. Pan Krzysztof uśmiechnął się i prawił dalej:
— Wiadomo wam, że w naszym rodzie są Sicińscy. Głupi gmin przywiązuje coś do tego imienia, co właśnie sprzeciwia się naszym szkolnym pojęciom o dobroci i sprawiedliwości Boga, nieprawdaż księże Ignacy?
— Rozum nasz nie sięga za próg wyroków Boskich — odparł ksiądz Ignacy.
— Wiem, wiem, co dalej powiesz — przerwał mu żartobliwym tonem pan Krzysztof — wiem, że powołasz się na Mojżesza, a nawet zapukasz do ojców Kościoła, ale to wszystko nie należy do rzeczy. Czy Siciński, nasz praojciec, tak wiele zawinił, że na stole karczemnym ową historyczną napisał cedułkę, która szlachcie wspólnie działać nie dała, dlaczego opinia kilku wieków stawia go na pręgierz dla pokajania tych wszystkich, którzy chcą mieć własne, niezawisłe zdanie, dlaczego wreszcie utrzymują, że rozum zbiorowy jest wyższym nad rozum pojedynczego człowieka — tego nigdy zrozumieć nie mogłem, chociaż nieraz w życiu te pytania sobie zadawałem.
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/109
Ta strona została przepisana.