Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/110

Ta strona została przepisana.

Pan Krzysztof spoczął tutaj i z wyrazem pewnego pietyzmu spojrzał na konterfekt swego przodka, który wisiał nad jego głową. Pan Jędrzej westchnął żałośnie. Zdawało mi się, że słyszałem w tem westchnieniu słowa: krew Sicińskiego! — Wyprzedził nas wszystkich pan Makary, bo zaperzywszy się, zawołał:
— Jakto, panie Krzysztofie, toż Siciński nie był złym człowiekiem? Prawda przed afektem! I w nas jest krew Sicińskich, mimo to nie trzeba rzeczy w bawełnę obwijać. Co historya napiętnuje, to już takiem zostanie. Siciński przeszedł w myt narodowy i oznacza największego naszego nieprzyjaciela. Potomkowie Sicińskiego mogą być najcnotliwsi, ale duch jego wlazł w organizm narodu i rozszarpuje go na stronnictwa. Ten i ów ma w ustach dobro powszechne, stawia się na straży najwyższych interesów naszych, spycha ztamtąd innych, obrzuciwszy ich błotem po twarzy, ale gdy do jego duszy zajrzymy, obaczymy tam błoto najobrzydliwsze. Bo niech tylko inni przyjdą i obok niego wspólnie i szczerze dla dobra powszechnego pracować zapragną, to ich kopnie nogą i błotem obrzuci. Dlaczego? Bo się trzeba z nimi podzielić zasługą, a ten i ów chce ją mieć sam dla siebie łub, co jest najobrzydliwsza, z najświętszych obowiązków chce ciągnąć dla siebie korzyści. W tym to celu napisałem książkę, w której okażę, jak wielu dzisiaj mamy Sicińskich, którzy dla osobistej korzyści, częstokroć dla lichego grosza, rozrywają węzły zgody i jedności, bez której nigdy nic się nie osiągnie!