w domysły najdziwaczniejsze. A gdy mi Fedor o „Złotej Górze“ i jakimś dziwnym szlachcicu opowiadał, zapalała się moja wyobraźnia coraz więcej tak, że już w nocy i we dnie spoczynku nie miałem. Otóż najgorętszym pragnieniom moim stało się wkrótce zadość.
Pan Krzysztof spoczął i powiódł okiem po całem zgromadzeniu, Ucieszyła go naprężona ciekawość nasza, więc ozwał się znów w ten sposób:
— Była to właśnie wigilia świętego Floryana. Ojciec mój wyjechał był przed tygodniem, a nikt nie wiedział, gdzie i dokąd. Na świętego Floryana był jednak zawsze w domu. Tym razem musiało go coś zaskoczyć. Nadszedł już wieczór, stara Małgorzata zapaliła na kominku w szarej komnacie, siadła na ławie i razem ze mną czekała przybycia ojca.
— A ojciec nie przyszedł! — zawołał, pan Kajetan, a oczy mało mu nie wyskoczyły z ciekawości.
Pan Krzysztof uśmiechnął się i prawił dalej, nie zważając na zapytanie poczciwego Kajetana:
— Wieczór był burzliwy, taki sam jak wczoraj. Po niebie toczyły się czarne, ogniem ziejące chmury,, wicher wywracał odwieczne lipy i kasztany i z łoskotem łamał ich gałęzie, sztuki muru odlatywały z komina i z hukiem grzmotu sunęły się po dachu. Stara Małgorzata żegnała się nieustannie i modliła, a ja stanąłem przy oknie i z jakąś niewysłowioną rozkoszą przysłuchywałem się tym wspaniałym dysonansom przyrody, patrzyłem na ten ognisty, piekielny koloryt nieba i ziemi.
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/113
Ta strona została przepisana.