— Powiedziano mi, że ojciec umarł bez testamentu. Zostały jednak znaczne kapitały, ulokowane u ludzi poczciwych, które sąd wziął w opiekę. Wiadome wam dalsze życie moje. Żyłem, ot jak można było żyć z ludźmi. Dopóki życie miało dla mnie nowość i powab, póty nie myślałem wcale o przeszłości. Ale najadłszy się do syta wszystkiego tego, co nam życie dać może, wróciłem do wspomnień mojej młodości — do owej nocy w „Złotej Górze,“ i dziwnym trafem dowiedziałem się, że właśnie jest do nabycia ten majątek, bo liczni spadkobiercy, procesując się o niego lat trzydzieści, zgodzili się wreszcie na sprzedaż z ręki sądu. Odświeżyły się w mojej pamięci wszelkie wypadki owej nocy pamiętnej, a za kilka tygodni byłem już panem i dziedzicem „Złotej Góry“ i posiadaczem owego tajemniczego w zgórza, otoczonego staremi lipami.
Pan Krzysztof odetchnął i dalej rzecz prowadził:
— Przyszło mi na myśl, że tam musi być jakiś skarb zakopany. Myśląc o tem dniem i nocą, uczułem w sobie żądzę skarbów, a żądza ta rosła w mojem sercu z każdem jego tętnem i wkrótce wszystko inne zagłuszyła. Odtąd nie było dla mnie nic drogiego, nic świętego — w szystko stopiło się w złotego cielca, który był moim bogiem! Z rozrzutnego stałem się skąpym, łaknącym cudzego, szukałem procesów per fas i nefas
— W kilku słowach waszych, panie Krzysztofie, mieści się wielka prawda — poderwał ksiądz Igna-
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/121
Ta strona została przepisana.