Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/123

Ta strona została przepisana.

Dalej znów napisał:

Bez absurda.
Śmierć to furda. —
Złota daj,
Będzie raj! —

Kilka kroków za tym napisem czytasz znów

Miałem chrap,

Dyabeł chap —
By mnie chłostał,

Powróz został. —

I tak kilka morgów lasu napełnił pan Szymon muzą swoją, a lud okoliczny unikał tej literatury leśnej, posądzając autora — o związki z dyabłem. Od starego pasiecznika, który liczył sto lat z okładem, dowiedziałem się bliższych szczegółów z życia pana Szymona. Wałęsał on się wiele po.świecie, a że to był czas, gdzie szlachcic nie mógł spokojnie w domu siedzieć, toż i pan Szymon wziął kilku pachołków i razem z konfederatami gdzieś za Wisłę pojechał. Po wielu Iktach wrócił do domu. Razem z nim przyjechał jakiś pan w dużej peruce i niejaki czas w „Złotej Górze“ przesiadywał. Z nim wyjeżdżał często pan Szymon do Węgier na Spiż. Razu jednego wrócił sam pan Szymon bez towarzysza. Długo rozczytywał się w pozostałych po nim papierach, a na trzeci dzień w nocy wyszedł z rydlem na wzgórek do ogrodu, kopał do białego dnia i od tego czasu począł cierpieć pomieszanie rozumu, w którem to szaleństwie owe wiersze komponował.
— I czegóż on tam szukał? — zawołały kobiety.