syna Krzysztofa, aby razem z rodziną swoją w zgodzie i miłości tego skarbu szukał. A gdyby takowej nie miał, niech to uczyni pan Jędrzej, aby skarb ten w mojem rodzeństwie pozostał. Wiadomość o tem da mu Krzysztof w dzień świętego Floryana, w szarej komnacie przy kominku, bo wtedy będę tam duchem obecny, aby się pokrzepić nąjlepszemi memi wspomnieniami. W tym dniu bowiem kochałem mego syna, w innych tylko samego siebie”
Jeszcze nie byliśmy wyszli z osłupienia, w ja kie wprowadziło nas to dziwne zakończenie historyi o skarbie zakopanym, gdy pan Krzysztof wstał z krzesła, a chodząc po komnacie, mówił dalej:
— Myślałem, że przemogę wyższe wyroki i sam skarb wykopię. Jestem na brzegu życia, a skarb dotąd nietknięty. Otóż dzisiaj zapiszę wam to wszystko, co oczy widzą, całą „Złotą Górę,“ a jutro pojedziemy, aby zgodnem sercem i zgodną myślą szukaś tego, co dla niezgodnych ma być na zawsze ukrytem!
Rzekłszy to, odwrócił się twarzą od nas, abyśmy na niej nie ujrzeli tego uśmiechu złośliwego, który czynił go podobnym do konterfektu w czarnych ramach.