przyjść do słowa. I ksiądz Ignacy jakoś nierad był dysputować, bo wziąwszy za czapkę, już chciał się cichaczem wynieść, kiedy pan Krzysztof zawołał:
— Hej, a gdzież to wasze uciekasz, księże Ignacy, wszak żniwo dobrze wypadło — anieli w niebie radować się będą z dnia dzisiejszego!
A gdy wszyscy poczciwego proboszcza opadli, aby w tak radosnej chwili nie odchodził, położył ksiądz Ignacy napowrót czapkę na kominku i usiadł w krześle. Był jednak cały czas zamyślony i milczący. Aż do wieczora do nikogo słowa nie przemówił.
Panu Krzysztofowi coś pilno było z zapisem. Zaraz w kilka godzin potem sporządzono formalny dokument, mocą którego w swojem i w swoich sukcesorów imieniu darował pan Krzysztof rodzinie pana Jędrzeja „Złotą Górę,“ pod tym jednak warunkiem, jeżeli wszyscy zgodnie przystąpią do wydobycia skarbu.
Tak radosne zdarzenie obchodzono do późnej nocy z dobrą fantazyą. O skarbie zakopanym nie wiele mówiono, bo sama „Złota Góra“ była skarbem nieocenionym. A jeśli ludziom jaką taką słuszność przyznamy i niekoniecznie wszystko czarno widzieć chcemy, toż samo nawrócenie się pana Krzysztofa i sojusz jego z całą pana Jędrzeja rodziną, musiały w sercach wszystkich nader przyjemne sprawiać uczucia.
Gdyśmy o północy z Boleszczyc do domu odjeżdżali, widzieliśmy taką radość i pogodę na twa-
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/128
Ta strona została przepisana.