Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/134

Ta strona została przepisana.

bo o wyrażeniu „Złota góra” wcale inne miałem pojęcie. Musiał to spostrzedz pan Jędrzej; uśmiechnąwszy się, mówił dalej:
— Czytałem nawet ciekawą opowieść o naszych „złotych górach“. Jakiś książkowy mędrzec dowodził, że u nas m usiały być niegdyś kopalnie złota, albo że przynajmniej w naszych górach złoto leży, jeżeli tyle „złotych gór“ w kraju mamy. Lud nasz, dzięki Bogu, szlachetniejsze ma od nich wyobrażenia. On nie szuka złota tanim kosztem, zapuszczając się w głąb ziemi; u niego złoto to praca, jak u Anglika złotem jest czas. U ludu ta ziemia jest „złotą“, która wraca mu jego trud i pracę. Jest to bardzo piękny rys naszego charakteru, szkoda że na to tak mało zwracamy uwagi.
Wziąłem to za przycinek do mojej niewiadomości, ale nic na to nie odpowiedziałem, bo to była zasłużona dla mnie kara. Wiele rzeczy jest blizko nas, któremi szczyciłyby się obce narody, a my ich nie widzimy. Już dlatego, że nasze, zdaje się nam wszystko powszedniem. Gonimy za obczyzną, zacząwszy od podczesywania czupryny, aż do wyrażania swych myśli i uczuć. Jak gdyby mowa nasza pośledniejszą była od innych, jakiemi Bóg obdarzył obce narody.
Tak i podobnie rozmyślając sobie, patrzyłem przed siebie z wielką niecierpliwością, kiedy ukaże się ta upragniona: „Złota Góra“, o której tyle nasłuchałem się rzeczy.
Dzień był przecudny. Jasne majowe słońce