Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/140

Ta strona została przepisana.

przyjaźń dozgonną sobie zaprzysięgną, niech mi wolno będzie wznieść ich zdrowie.
Na to powstał pan Kajeran, chociaż bynajmniej imienia jego nie wymieniłem, co powszechną sprawiło radość. A gdy i panna Klara cała w płomieniach stanęła i oczy na talerz spuściła, podnieśli się rodzice pan Kajetana i wniesione zdrowie z uśmiechem zadowolenia wypili.
Pan Krzysztof na wszystko pilnie uważał i zdawało mi się, że się złośliwie uśmiechał. W końcu, gdy już wszyscy mniej więcej ucichli, gdy moje i mojej żony, a nawet Sylwana i Amilkara zdrowie wypito, powstał pan Krzysztof i rzekł:
— Nie zapominajmy o głównym naszym celu, który tu nas razem sprowadził. Skarb przed nami i to skarb niemały!
— Bóg mi świadkiem — zawołał pan Jędrzej — że skarbu nie pragnę. Ale ma on w ziemi rdzewieć bezużytecznie, to lepiej go wykopać. W piśmie napisano, że źle jest talent w ziemię chować, jeśli on lichwę przynieść może Niech tą lichwą będzie jaki dobry uczynek.
— O dobrych uczynkach później będzie mowa — rzekł pan Krzysztof — najpierw trzeba mieć skarb. Pierwsze do tego warunki są: miłość i zgoda.
Pan Jędrzej spojrzał tryumfującem okiem po swojej rodzinie. Zrozumiał go pan Krzysztof, uśmiechnął się i rzekł:
— Ponieważ wszyscy zgodni jesteśmy sercem i