myślą, to skarb już w tej chwili do nas należy. Drugi dokument mego antecesora, sporządzony na kilka dni przed śmiercią, oznacza miejsce, gdzie ten skarb ma być zakopany!
— Jakto? nawet miejsce! — zawołano chórem.
— Tak jest — odparł pan Krzysztof i powiódł okiem dokoła.
— Gdzież to miejsce? — zapytano.
— Pod trzecią lipą ze skraju — odpowiedział pan Krzysztof.
Niejaki czas trwało głuche milczenie. Mógłbyś słyszeć robaka wiercącego w ścianie, mógłbyś słyszeć dziesięć serc bijących w piersi. Cóż przyspieszyło ich bicie?
— A więc na dzisiaj, dobranoc — ozwał się pan Krzysztof. Jutro o dziesiątej pójdziemy do kościoła. Prosiłem księdza proboszcza o mszę świętą na naszą intencyę. A po mszy udamy się wszyscy razem na wzgórze... pod trzecią lipę.
Pan Jędrzej przerwał milczenie. Ucałował pana Krzysztofa i kazał się odprowadzić do swojej izdebki. Koleją rozeszliśmy się wszyscy, unosząc z sobą najróżnorodniejsze myśli i uczucia.
Dzięki przezorności naszego gospodarza, tak byliśmy wszyscy ulokowani, że każdy mógł tę noc przepędzić jak mu się podobało, nie odbierając snu drugim.
Przeznaczono mi na nocleg małą izdebkę w oficynie, której okno wychodziło na ogród. Nim jeszcze
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/141
Ta strona została przepisana.