Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/150

Ta strona została przepisana.

— Czy wasze botanizujesz? — zapytałem.
— A tak... niby... — odparł zakłopotany Makary — widziałem tu świętojańskiego robaczka.
Chociaż o świętojańskich robaczkach jeszcze nikt nie myślał, nie powiedziałem na to ani słowa, tylko rzekłem:
— A cóż tam reumatyzm? — Majowa rosa sprawia mi ulgę — odpowiedział.
— Kiedy tak — mówiłem dalej — to możemy się przejść po alei i rozmawiać o książkach, które waść piszesz.
Chcąc nie chcąc, przystał na to Makary, zerkając zukosa na trzecią lipę z kraju.
— Jeśli się nie mylę — mówiłem do niego — to pierwsza książka, którą pan koncypujesz, ma mieć napis: O potrzebie zgody i jedności między nami.
— A tak — odparł Makary i znów zerknął na trzecią lipę.
— Drugą książkę nazwałeś waść: O potrzebie ofiary i poświęcenia.
— A tak — mruknął znów Makary.
— Trzecie dzieło waszmości ma nam zalecić: Wspólność w sprawach naszych.
— Nie inaczej — odparł i obrócił się do fatalnej trzeciej lipy.
— A więc na ten raz poprzestaniemy na przypomnieniu tytułów prac waszmościnych — rzekłem — jutro przejdziemy ad specialia.