Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/31

Ta strona została przepisana.

je się z woli Wszechmocnego, któremu służą niebo i ziemia. A że to człowiek nigdy nie jest bez grzechu, toż zawsze czuje bojaźń, gdy wśród nocy na ognistym niebie odsłoni się ręka karzącego Sędziego. Dlatego rad byłem panu Jędrzejowi i serdecznie za rękę go ścisnąłem.
Pan Jędrzej miał zimną rękę, a na twarzy wyglądał tak blady i jakoś zmartwiony, że zaraz na wstępie rzekłem do niego:
— JMPanie Jędrzeju! Rodzic mój opowiadał mi wiele dobrego o waszej prawości, a chociaż za młody jestem i jeszcze w tych stronach nowicyuszem, to przecież nie weźmiecie mi za złe, jeśli waszmości o coś zapytam. Wszak między sąsiadami powinna być ta sama miłość, co i w kole rodzinnem.
Surowa twarz pana Jędrzeja rozjaśniła się, a nie dawszy mi dokończyć, zawołał:
— Dotknąłeś najboleśniejszej strony mego serca, panie Michale, ale zaraz cieszę się z tego, że poznaję w tobie człowieka, który wie, czego nam dzisiaj przedewszystkiem potrzeba. Oto miłości i zgody rodzinnej. Dopóty wiodło nam się dobrze, dopóki szliśmy drogą miłości i zgody, a gdy nas zaczęto dzielić na chorągwie i obozy, straciliśmy kredyt u całego świata, a dom nasz runął nad nami.
Pan Jędrzej przestał na chwilę, a przetarłszy oczy, mówił dalej:
— Nie może się dobrze dziać w narodzie, jeśli