Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/35

Ta strona została przepisana.

ciński, wyrzucał mu, że tak źle z nim sic obszedł i zagroził, że cala rodzina do szczętu wymrze, jeśli mu odmówią dawnego miejsca w kółku rodzinnem. Wtedy to kazał go ojciec oprawić w grube, dębowe ramy, które w mur wpuszczono i czterema gwoździami, które aż na drugą stronę ściany sięgały, przymocowano. Odtąd nie umiera nikt w naszej rodzinie, ale zły duch rodu patrzy na nią, gdy się zbiera u domowego ogniska, i zażega w niej przyszłą niezgodę.
Widząc pan Jędrzej, że na te słowa jego mocno posmutniałem, wziął mnie za rękę, uścisnął i mówił dalej:
— Tak jest, duch Sicińskiego błąka się w rodzinie Boleszczyckich, błąka się po dworach i podsyca nasze niecne namiętności. Już dzisiaj nie mamy nawet wyobrażenia, co to jest dobro powszechne, bo każdy tylko o sobie myśli, coby zjadł i wypił i jakby to nad innych mógł się wywyższyć.
Tutaj drzwi zaskrzypiały. Pan Jędrzej słuchał czas niejaki, a westchnąwszy głęboko, wziął lampkę, powiedział mi dobranoc i nie dokończywszy rozmowy, odszedł odemnie.
W dziwne usposobienie wprawiła mnie ta nocna wizyta pana Jędrzeja i jeszcze dobrze tego wszystkiego, co mi mówił, w głowie nie uporządkowałem, gdy w szarej komnacie usłyszałem jakieś kroki i suwanie krzeseł. Zrazu myślałem, że to pan Jędrzej poszedł tam zajrzeć, a gdy sobie przypomniałem,