Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/36

Ta strona została przepisana.

o czem przy wieczerzy mówiono, wielka zebrała mnie ciekawość zobaczyć, co się to dzieje w szarej komnacie.
Przystąpiłem ostrożnie do owej zasuwki, przyłożyłem ucho — było cicho, jak w grobie. I pewny, że tam nikogo niema, odsłoniłem okienko. Ale któż opisze, moje zadziwienie, gdy w dużem krześle przy kominku zobaczyłem — Sicińskiego! Siedział rozebrany i grzał się przy ogniu. Na drugiem krześle leżała przemokła odzież jego. Wyglądał znużony, jakby z dalekiej przyjechał drogi. W komnacie nie było więcej nikogo.
Zrazu myślałem, że poseł upitski w samej rzeczy wydobył się z czarnych ram konterfektu, aby choć raz w rok ogrzać się przy ognisku domowem i spróbować tego ciepła, które łączy kółko rodzinne w zgodzie i wzajemnej miłości. A może była w tem ręka sprawiedliwego Boga, który złych ludzi karze czasem, uczuciem szlachetnem. Niema bowiem nic boleśniejszego dla duszy zepsutej, jak wspomnienie kilku chwil, w których doznała czystego wzruszenia. Bo też dziwnem wydało mi się, dlaczego ś. p. poseł upitski tak natarczywie pragnął od Boleszczyckiego kącika przy tem ognisku domowem, do którego rzucił zarzewie tylu kłótni i niezgód? Mnie się zdaje, że pokutujący duch Sicińskiego za karę wymówił sobie to miejsce w kółku rodzinnem, aby, patrzeć na zgodę i miłość rodzin naszych.