dział, gdyby w samej rzeczy miał w Boleszczycach rezydować.
Tak myśląc sobie, zasunąłem okienko i całą tę sprawę ze ś. p. posłem upitskim, czy raczej z udatną jego kopią, odłożyłem do jutra. I już myślałem o wygodnej pierzynce, gdy nagle drzwi do szarej komnaty zaskrzypiały i wyraźnie zasłyszałem głos pana Jędrzeja.
Jakkolwiek teraz wielka zbierała mnie ciekawość okienko odsunąć i do szarej Komnaty popatrzyć, uważając jednak podobne wściubianie nosa w cudze sprawy za niegodne człowieka poczciwego, wziąłem Złoty Ołtarzyk, który zawsze mam w kieszeni, i zacząłem szukać w rubryceli św. Patronki mojej żony, aby w tym dniu uczynić jej jaką niespodziankę. I chociaż cały zajęty byłem czytaniem imion świętych, mimo mej woli musiałem jednak słuchać rozmowy, którą pan Jędrzej ze swoim gościem prowadził.
Ledwo pan Jędrzej drzwi za sobą był zamknął, zawołał nieznajomy szorstkim głosem:
— Kto i czego?
— Jestem tu gospodarzem — zaczął pan Jędrzej.
— Wszak wiesz, że ja ciebie tu nie uznaję — przerwał mu szybko nieznajomy.
— Czas-by już był, panie Krzysztofie — mówił dalej pan Jędrzej — abyś we mnie uznał gospodarza i życzliwego ci brata.
— Brata? — krzyknął z szyderskim śmiechem nieznajomy — mówisz brata?... ha, ha, ha! Ja brata?...
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/39
Ta strona została przepisana.