Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/43

Ta strona została przepisana.

dnej, gdy mówi. Nacóż naturę ludzką podnosić do czegoś, czem ona nic jest i nigdy nie była?
— Ubolewam, Krzysztofie, nad sercem twojem, które dziwnym sposobem tak zziębniało, że już dzisiaj w nic nie wierzy! Rozpatrz się między ludźmi, a przekonasz się, że wyrządzasz im wielką krzywdę!
Znów rozśmiał się nieznajomy, aż ściany zadrżały i zaczął się po komnacie przechodzić. Snać dobrze wytłumaczył sobie pan Jędrzej to milczenie swego gościa, bo dalej rzecz prowadził:
— Krzysztofie, wiem ja, zkąd ci się wzięła ta choroba serca. Ojciec twój odumarł cię wcześnie, zapłacona piastunka wychowała cię — tyś nie żył „w kółku rodzinnem!“
Nieznajomy stanął nagle, ale nic nie odpowiedział. Pan Jędrzej z coraz większem wzruszeniem mówił dalej:
— Zaledwie skończyłeś nauki w obcym domu, zaraz rozpocząłeś zatargi ze mną, wodziłeś mnie po sądach, zarzucałeś mi nieprawość posiadania Boleszczyc — a przecież mam dokumenta, że mój ojciec...
— Milcz — krzyknął w gorączkowem jakiemś uczuciu nieznajomy, milcz, jeśli chcesz, abym szanował ten kącik, który mieści kilka dziecięcych, głupich wspomnień moich!
— Wróć do tych dziecięcych, jak je nazywasz, głupich wspomnień twoich, i od nich rozpocznij żywot nowy — zawołał w zapale pan Jędrzej — a dusza twoja uspokoi się.