Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/45

Ta strona została przepisana.

piały przy ognisku domowem. Szczęście i dostatek rozpraszały ich po świecie. Ha, ha, ha! Szczęście i dostatek!... Jędrzeju! — zawołał głośniej, wstając z krzesła — już mi się sprzykrzyła ta wieczna niezgoda, chcę się poprawić!
— Krzysztofie! — krzyknął staruszek.
— Zawołaj świadków.
— Cóż chcesz zrobić?
— Zapisać wam Złotą Górę!
— Jakto, cały swój majątek?
— Wszystko, co mam! — odparł potomek Sicińskiego tak dziwnym głosem, że mi włosy na głowie stanęły, chociaż to miał być uroczysty akt zgody w rodzinie.
Tak dziwne uczucie opanowało serce moje, że otworzyłem okno, aby chłodniejszego zaczerpnąć powietrza. Jakoś duszno było mi w mojej izdebce... Owe zwady domowe przypomniały mi przeszłość naszą, a serce moje zabolało na to wspomnienie.
I gdy tak właśnie to i owo w głowie rozbieram, słyszę nagle jakąś znaną mi melodyę, a przytem brząkanie na cytrze. Nadstawiłem ucha, słuchałem chwilę i przypomniałem sobie, że to jest melodya tej samej piosenki, którą pan Sylwan śpiewał przy klawikordzie, a którą moja żonka tak wielce się zachwycała.
Coś mnie teraz gwałtem ciągnęło do ogrodu. I tak zasłyszana rozmowa między panem Jędrzejem