Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/49

Ta strona została przepisana.

matrona ma sumienie zbyt tkliwe, o którem wiele ładnych rzeczy napisał św. Augustyn.
Przyszło mi na myśl, że rodzina ta musi mieć jakąś tajemnicę i że od księdza Ignacego będę mógł coś dowiedzieć się o owym nieprzyjacielu domowym, który w wigilię św. Floryana wypędza kółko rodzinne od domowego ogniska. Wziąwszy więc staruszka pod rękę, zaproponowałem mu, że go do plebanii odprowadzę, dodając, że tak chcę użyć przechadzki. Zgodził się na to chętnie ksiądz Ignacy, a wyszedłszy na drogę połową, zacząłem tak do niego:
— Już to człowiek nie powinien wściubiać tam nosa, gdzie nie należy, a nawet grzechem jest częstokroć ciekawość zbytnia. Gdy jednak przypadkiem coś do ucha zaleci, co na bliźnich jakieś niedobre rzuca światło, to lepiej wtedy dowiedzieć się o rzeczy na gruncie, niżeli z pozorów na kogoś wydać wyrok krzywdzący.
Ksiądz Ignacy uśmiechnął się i żartobliwie rzekł na to:
— Nie wiem, o czem waszmość myślisz, czy o drobnych lub wielkich rzeczach.
— Jakto? — zapytałem.
— Czy o panu Sylwanie?...
— O panu Sylwanie?... A cóż mi do niego! Niech sobie zdrów śpiewa, jeżeli życie niema dla niego nic więcej nad piosnkę ułańską!
Podobała się księdzu Ignacemu moja odpowiedź,