Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/58

Ta strona została przepisana.

mi się, że bogobojny staruszek cofnął się w dnie swojej młodości. Nie przerywałem mu tego zamyślenia, bo wiem już dzisiaj, czem ono jest dla serc naszych. Po niejakiem czasie zaczął znów:
— Młode serce rzuca się na oślep i marzy o aniołach tam, gdzie ich nigdy nie było. Pan Krzysztof był ładny chłopiec. Okazano mu tu i owdzie, że się podobał, pozwolono mu zbliżyć się, ściśnięto go nieznacznie za rękę — a gorący młodzieniec przeleżał noc bezsenną, marząc o najwznioślejszych uczuciach. Nieszczęście chciało, że te uczucia właśnie go zawiodły. Kilka kropli żółci spłynęło znów w jego serce sieroce. Celował dowcipem, śmiał się ze wszystkiego, co święte, bawił się i hulał, jak to zazwyczaj bywa, gdy w sercu jest próżnia. Ale próżni tej niczem nie wypełnisz. Otóż i panu Krzysztofowi nie wystarczyło to wszystko dla jego dzikiej, gorącej duszy. „Ożeń się, powiedział mu ktoś z przyjaciół, a milszem będzie ci życie.“ Uwierzył Krzysztof w tę niebezpieczną receptę i zaczął się oglądać po świecie. Nad Sanem, w białym, szlacheckim dworku ujrzał pannę Adelę. Przed dw orek zajechał czwórką w krakowskich chomątach. Bardzo to podobało się rodzicom panny, przyjęto i ugoszczono go. Po kilku tygodniach wymieniono pierścionki i na całym bożym świecie nie było czulszej i stosowniejszej pary, jak Adela i Krzysztof. Tak mówili rodzice, tak mówiły sąsiadki. Ale przypadkiem gdzieś wód zagranicznych zajrzało jakieś niemieckie gra-