Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/62

Ta strona została przepisana.
IV.
Afekty.

We dworze było jakoś nadzwyczaj jasno. Służba snuła się ze światłem. Od wozowni słyszeliśmy głos pana Jędrzeja, który dawał karbowemu rozkazy, aby o cudzych koniach należycie pamiętał.
Zadziwiło to nas obu, że pan Jędrzej o tej porze wyszedł na dziedziniec, bo staruszek cierpiał na nogi, a po gwałtownej ulewie nie było wcale sucho na ziemi. A nawet jakoś tak ochoczo ruszał się starowina, jakby mu ze dwadzieścia lat ubyło. To też najpierwiej skierowaliśmy ku niemu nasze kroki, aby się od niego o czemś dowiedzieć.
— Księże Ignacy — zawołał pan Jędrzej, widząc nas ku sobie idących — jutro na intencyą dobrych nadziei naszych odczytasz mszę świętą, za co winienem ci dukata w złocie holenderskiem.
I chciał już przejść mimo nas uradowany starowina, ale spostrzegłszy mnie, zatrzymał się i rzekł:
— I wasze, panie Michale, nie śpisz jeszcze. Zapewne mój gość doroczny nie dał ci zasnąć. Ale dzięki