Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/66

Ta strona została przepisana.

cioro, włącznie z panną Klarą, tam i największy majątek musi się podrobić na małe folwareczki. Wiedzą o tem dobrze nasi modni panicze i dlatego nie zbliżają się do panienki. I panna Anastazya wie o tem i dlatego trzyma się pana Marcina.
— Ba! — odpowiedziałem — i jakiż to afekt, mości dobrodzieju?
— Jest to afekt i rozsądek razem, panie Michale — dorzucił ksiądz Ignacy żartobliwym tonem. — I młoda żonka waszeci może także ponad ładne wąsy zerknęła trochę na wyborne stadko Olszowy!
— Jako żywo — odparłem — na nic nie chciała się patrzeć, ani na stadko, ani na zasoby spiżarni. Nawet zżymała się, że ją jakby klucznicę jaką po domu oprowadzam. Już to moja Basia jest kobieta niepospolitego afektu.
Jeszcze to i owo chciałem księdzu Ignacemu powiedzieć, bo jakoś język mi się rozwiązał, a o spaniu ani myśli nie miałem, gdy z drugiej strony dworu doszła nas jakaś dziwna kłótnia między synami pana Jędrzeja, Kajetanem i Sylwanem. Jakoś niemiło uderzyło to księdza Ignacego. Spiesznie podał mi rękę na dobranoc i wymknął się małą furtką z ogrodu. I ja chciałem już z tej nocnej wycieczki wrócić do mojej izdebki, a że do niej był przystęp od ogrodu, musiałem więc mimowoli przechodzić koło spierających się braci.
Przysunąwszy się do muru, chciałem niepostrze-