Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/74

Ta strona została przepisana.

taką odpowiedź pod figurą. Zaraz po obiedzie tego samego dnia siadła panna Klara do klawikordu, a gdy czule na nią spojrzałem, uśmiechnęła się i zaczęła śpiewać piosenkę, w której to przychodzi:

Spojrzyj w oko, spojrzyj w lice,
Wnet wyczytasz tajemnicę.....

a potem znów:

Lecz gdy wejdziesz, a ja spłonę,
Masz już wszystko wyjawione....

Nie mogąc drugiej części zwrotki naprędce sobie przypomnieć, zaprzestał Kajetan dalszych cytacyi pioseriki, która tak ważną miała się stać dla niego, i spowiedź swoją prowadził dalej w ten sposób:
— Przypomniałem sobie przy tej piosence, że panna Klara w samej rzeczy kilka razy dzisiaj raka przy mnie spiekła, a kontentując się taką odpowiedzią, o nic więcej się nie pytałem, a nawet o owych sześciu wierszach nigdy nie rozmawialiśmy z sobą. Byłem pewny, że ma afekt do mnie, a ja przemyśliwałem odtąd, jakimby to sposobem przyjść do własnego domku i biedną sierotkę pod własny dach zaprowadzić.
Rozczuliły mnie te słowa poczciwego Kajetana, a od Sylwana coś mnie odepchnęło. Chcąc więc pierwszego utrzymać przy jego dobrych zamysłach, rzekłem:
— Choć panna Klara jest sierotą, to przecież posiada ona coś, coby nie jedna pani zazdrościć jej mogła.
— Ona właściwie nic nie posiada — wtrącił poczciwy Kajetan — a mój brat Amilkar utrzymuje zawsze,