Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Mój Boże, gdyby to pan Jędrzej wiedział, jak piękne uczucia wiążą jego rodzinę, Spałby sobie spokojnie i nie trapił się złowrogą marą, że duch niezgody porozrywa kiedyś te święte ogniwa! Gdyby nawet sam ś. p. poseł upitski z grobu powstał, nicby nie wskórał tutaj, a cóż dopiero zdziałać może ta mizerna kopia jego, jaką jest pan Krzysztof? Ofiara osobista dla zgody rodzinnej podnosi człowieka wysoko. Kto w kole rodzinnem cnotą się wznosi, ten może w narodzie zostać wielkim.
Tak to myślałem sobie, idąc na spoczynek do mojej izdebki. A szedłem z takiem zadowoleniem, jakobym wypełnił jaki dobry uczynek. Widząc takie rzeczy i człowiek sam staje się lepszym. W tej chwili byłbym zdolny do każdej ofiary, którejby odemnie zażądano. Tak to niegdyś w przeszłości naszej cnoty publiczne zagrzewały nas do wzajemnej emulacyi. — Niema nic obrzydliwszego nad egoizm dzisiejszy, który zamyka każdego w ciasnym kąciku osobistych jego zachceń.
I już byłem na progu mojej izdebki, gdy usłyszałem za sobą ciche stąpanie. Był to pan Jędrzej. Zadziwiło mnie to niemało, że starowina jeszcze był na nogach. Miało się bowiem już koło północy.
— Jak widzę, waszmości wcale sen się nie czepia — rzekłem do niego — tak to zawsze goście sprawiają gospodarzowi noc bezsenną.
— Spać dzisiaj nie mogę, kochany panie Mi-