Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/79

Ta strona została przepisana.

chale — odparł cichym głosem pan Jędrzej — bo serce moje tak się dzisiaj raduje i w piersi mi skacze, że o spaniu ani myśleć. Byłem już tu dwa razy u waszmości, a nie znalazłszy cię w łóżku, pomyślałem sobie: już to dzisiaj noc taka, aby w Boleszczycach nikt nie spał. Chciałem się z waszmością podzielić wielką moją radością.
— Czy pan Krzysztof?
— To go już znasz?
— Ksiądz Ignacy opowiedział mi o nim wiele...
— To znasz więcej, niżbym sam ci mógł opowiedzieć — poderwał pan Jędrzej — a teraz słuchaj: Ten pan Krzysztof, który lat czterdzieści był w mojej rodzinie upiorem niezgody, zmiękł dzisiaj i zaciąga się do mego kółka rodzinnego.
— Anieli w niebie cieszyć się będą — wtrąciłem nawiasem.
— A moja rodzina, chociaż o niczem jeszcze nie wie — mówił dalej pan Ignacy — już przeczuwa ten wielki zwrot ku zgodzie i jedności. Spostrzegłem nieraz u niej nasiona przyszłych niezgód. Dziś nagle wszystko się zmieniło. Pzechodząc koło oficyn, widziałem na własne oczy, jak Kajetan i Sylwan serdecznie na dobranoc się całowali. Tego już u nich nie bywało. Widać, że z tobą, panie Michale, dobra gwiazda zeszła nad domem moim.
Chciałem właśnie panu Jędrzejowi opowiedzieć, co między Kajetanem a Sylwanem zaszło, gdy tenże