— Jesteś egzaltantką, moja Naściu — prawiła ciocia — i nie wiesz, czego kobiecie do życia potrzeba. Wprawdzie sam majątek i pozycya nie mogą nas uszczęśliwić. Gdyby tak było, byłabym dziś panią generałową i miałabym na rozkazy złotą karetę. A przynajmniej pisałabym się Czwartakowską, bo musisz wiedzieć, że prezes sądu lubelskiego strasznie mi nadskakiwał. W ostatecznym razie mogłabym pójść za Polikarpa Szpyrkę, bogacza co się zowie. Ale wszystko to nie wystarczało moim ideałom. Serce moje nie mogło żadnego z nich pokochać.
— A wszakże mówiła mi ciocia — wtrąciła panna Anastazya — że rządca ze Stroniłąk.
— To było tylko pierwsze i ostatnie marzenie moje — przerwała ciocia, poprawiając okulary — marzenie, które każda kobieta raz tylko ma w życiu i na zawsze je w swojem sercu ukrywa.
Panna Anastazya zamyśliła się, snać jakaś chmurka przesunęła się przed jej wzrokiem, a kto na tej chmurce jechał, tego widzieć nie mogłem.
— Ale widzisz, moje dziecko — mówiła dalej ciocia — moje pierwsze i ostatnie uczucie musiało pozostać marzeniem, bo pan Czubski nie miał odpowiedniej dla mnie pozycyi. Teraz wiesz, jaką drogę kobieta wybierać powinna.
Jakoś nie kwadrowała ta nauka do młodej główki panny Anastazyi, bo coś strasznie posmutniała i zdawało się, że znów jakaś złowieszcza chmurka
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/81
Ta strona została skorygowana.