do niego — czuję, że mnie mocno kocha. Niema on wprawdzie wielkiego majątku, ani znakomitej pozycyi w świecie, ale gdy dostanie mój posag i siostrę spłaci, będziemy mieli własny domek i własny ogródek. A mnie się zdaje, że to wystarczy mi do szczęścia. Jest nas liczna rodzina, gdy się majątek podzieli, nie będziemy wcale bogaci. Więc nie trzeba latać wysoko i o panu Karolu niema co marzyć, chociaż on cioci bardzo do gustu przypadł.
I bylibyśmy jeszcze dłużej słuchali tej ciekawej rozmowy, gdyby nie faworyt panny Pulcheryi, ogromny, czubaty kogucisko, który siedział gdzieś na krzaku jaśminu. Zatrzepotał z takim łoskotem skrzydłami i tak przeraźliwie zapiał, że chyłkiem musieliśmy uciekać od okna, bo obie niewiasty równocześnie za okno wyjrzały.
— Widzisz, jak dobre i szlachetne serce ma Anastazya — rzekł mi pan Jędrzej w odwrocie — ileż to szczęścia dla ojca rodziny, jeśli w niej takie przechowują się cnoty. A nawet żadne z nich nie wie, że jutro zapisuje nam Krzysztof cały swój majątek — Złotą Górę!... Nie pragnę ja wprawdzie tego, ale od przybytku głowa nie boli.
Jeszcze to i owo pomówiwszy z sobą, uściskaliśmy się na dobranoc. Wszedłem do mojej samotnej izdebki. Tyle rzeczy cisnęło mi się do głowy, żem długo nie mógł usnąć. Do tego sąsiad mój, pan Krzysztof, stał mi ciągle przed oczyma. Widziałem
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/83
Ta strona została przepisana.